Historia,która tutaj opiszę nie jest moim wymysłem!!!Przeczytałam ją w gazecie!!!
Jak co roku przyjeżdżał cyrk.Na tę chwile z utęsknieniem czekał.Cyrk przypominał mu o wolności i jego dzieciństwie,w którym to beztrosko zajadał się wata cukrową.Zawsze chciał pracowac w cyrku i życ pod namiotem na walizkach.Myślał sobie,że takie życie jakie wiodą cyrkowcy jest fajne.
Kiedy pokłócił się z ojcem,że nie przejmie rodzinnej firmy tylko chce zostac cyrkowcem,wybiegł z domu i poszedł popatrzec sobie jak rozbijają cyrkowe namioty.Kiedy patrzenie mu się nudziło postanowił wejśc na teren gdzie rozbijają namioty.Wpuścili go nawet do środka jednego z baraków.Kiedy dopytywał się o cyrkowe życie i jakie kryteria może spełnic aby zostac przyjętym do cyrku nagle wyśmiała go jakaś dziewczynka w blond włosach,która objadałą się lodem.Widac na pierwszy rzut oka,że to była jakaś woltyżerka .Wścieknięty chłopak nakryczał na nią,że co go będzie wyśmiewac jakas głupia cyrkówka a ona na to,ze on nic o zyciu cyrkowym nie wie.Później jakoś się dogadali,poniewawż zgodziła się by pokazac mu cyrk za kulisami.Kiedy już mu pokazałą poszli razem na rzeczkę.Tam rozmawiali.chłopak zwierzył jej sie z tego,że pokłócił się z ojcem o to,że nie chce przejąc rodzinnej firmy. Dziewczyna wyznała mu,że życie w cyrku jest dla niej cięzkie bo ona nie chodzi do szkoły,nie ma swojego miejsca w życiu ani też nigdy…nie poznała swojego ojca!!!
I tak spotykali się nad tą rzeczką podczas tych kilku dni pobytu cyrku w jego mieście.Na ostatni dzień pobytu cyrkowców w miasteczku ta dziewczyna i ten chłopak zrobili „to”nad rzeczką.Potem odjechała.
Na nastepny rok kiedy przyjechał cyrk,tej dziewczyny już nie było a to był ten sam cyrk co przyjeżdżał co roku.
Minęły lala.W międzyczasie chłopak juz dorósł i stał się posiadaczem rodzinnej formy,której nie chciał objąc.Zmądrzał i nie był już szczeniakiem a marzenia o zostaniu cyrkowcem nie spełnił.Miał juz zonę i synka.W nim widział siebie radośnie zajadającego się watą cukrową.On po nim przejmnie tę firmę.Kiedy znowu szli z całą rodziną na występ cyrkowców w tym samym miasteczku,w którym mieszkał od lat nagle zauważył po latach znajomą woltyżerkę. Rozpoznał ją po jej bardzo jasnych włosach i po twarzy.Prawie nic się nie zmieniła.Wśród woltyżerek była także kilkunastoletnia dziewczyna z włosami ciemnymi i podobna bardzo do niego…Wtedy kiedy zrobili „to”razem nad rzeczką to był tego wydarzenia owoc. Wiedział,że to mogłabyc tylko jego córka ale nie podszedł ani do niej ani do jej matki.A już tym bardziej nie wyznał zonie tej historii.Przecież to było tak dawno temu.A i kolejna córka nie pozna swojego ojca…
Takie jest zycie cyrkowców…
Ja wolę kominy!!!To sa stare kominy elektrociepłowni z Nadodrza jakieś 30 lat temu: